FACEBOOK

niedziela, 17 listopada 2013

London 7-10.11.2013 + Super Show 5 fan accout

Ok, przepraszam, że nie pisałam nic milion lat, ale jakoś straciłam motywację do wstawiania dalszej relacji z Korei. Jeśli chcecie, żebym wciąż wstawiała posty z letniego tripa do Korei napiszcie w komentarzu (tutaj, lub na facebooku). Dzisiejszy post będzie długi i podzielony na dwie części. Jedna będzie relacją stricte z samego Londynu, a druga - fan account z Super Show 5, więc każdy może przeczytać część, która go interesuje :)

LONDYN 7-8.11.2013

Do Londynu pojechałam z Susie. Przyleciałyśmy około godziny 12, szybko zostawiłyśmy rzeczy w domu znajomej Susie - Sayu, która była na tyle kochana, że przenocowała nas u siebie podczas tego wyjazdu; i od razu pojechałyśmy zwiedzać. Pierwszą ważną sprawą było kupienie biletów na komunikację miejską - dzienny, na 4 strefy kosztował £8 (!!!), tyle samo, co dojazd z Stansted (lotnisko) na Stratford. Także na wstępie wydałyśmy £16 z naszego i tak, dość skromnego budżetu. Naszym priorytetem było raczej poczucie klimatu miasta, niż obskoczenie wszystkich atrakcji turystycznych, więc pierwszego dnia pojechałyśmy na Portobello Road Market. Byłam zachwycona: multum małych knajpek, kawiarni, trochę streetfood'u i stoisk sprzedających wszelkiego rodzaju rzeczy, a to wszystko pomiędzy ślicznymi, kolorowymi domkami w cudownym, angielskim stylu. Po kilkugodzinnym spacerze, by wczuć się w klimat miasta, postanowiłyśmy się oddać ulubionej rozrywce naszych rodaków podczas wyjazdu do Londynu - zakupom na Oxford Street. Nie robiłam wtedy zdjęć, bo i tak czułam się przytłoczona tabunami ludzi, pchającymi się wszędzie, tłumnie napierającymi do kas, przymierzalni, wejść, wyjść, generalnie wszędzie. Z wartych odwiedzenia sklepów polecam z całego serca LUSH (można też zamawiać ich kosmetyki przez internet!!!), robią oni organiczne, naturalne, pro-ekologiczne (itp. itd) kosmetyki, które przy swoim cudownym działaniu, dodatkowo oszałamiająco pachną. Po dzikich zakupach w Primarku (ok, trzeba przeżyć to choć raz... mam nadzieję, że to był mój jedyny, przynajmniej w zatłoczonym, pełnym turystów na Oxford Street...), pojechałyśmy zostawić rzeczy w domu i ubrać się cieplej, by na miły koniec dnia pójść się napić kulturalnie, na świeżym powietrzu, nad Tamizą. Sayu polecała nam Tower Bridge, szczególnie w nocy, więc uznałyśmy, że to świetny plan. Po wypiciu jednego piwa (śmiesznie, 3/4 piw dostępnych w sklepie, było polskimi piwami typu Żubr, Tyskie itp.), postanowiłyśmy przejechać się DLR (takim "metrem" na powierzchni, jeżdżącym nad ulicami) i popodziwiać Londyn w nocy.
Drugiego dnia z Susie wybrałyśmy się do Tate Modern, muzeum sztuki nowoczesnej, które polecam z całego serca, lecz tylko tym, którzy ten rodzaj sztuki lubią. Przeszłyśmy się też nieopodal położonym Millenium Bridge (dokładnie tym, który niszczą śmierciożercy na początku 7 części Harry'ego Pottera :D). Po zwiedzeniu Tate (a właściwie tylko darmowych wystaw, wciąż ubolewam, że nie było nas stać na Paula Khlee), pojechałyśmy szybciutko zobaczyć Big Bena, London Eye i Westminster Palace. Generalnie zajęło nam to maksymalnie 15 minut, poszłyśmy, zrobiłyśmy sobie zdjęcie pod BigBenem i uciekłyśmy stamtąd, bo lał deszcz (no tak, Anglia, deszczowa pogoda i te sprawy...), a my nie miałyśmy pieniędzy, aby wejść gdziekolwiek do środka (serio, tym razem to był baaardzo niskobudżetowy wyjazd).

(druga część realacji, dotycząca koncertu będzie znajdować się pod zdjęciami!:)


 klasyczna selca z samolotu, chociaż jedna w każdym poście musi być :D

 świetne widoki z samolotu, wyglądają jak malarstwo
 Stratford, pierwsze miejsce zobaczone w Londynie :)
 w drodze na Portobello Road Market




 ok, cierpię na świąteczną obsesję i nie mogłam nie wejść do środka
gdzie już wcale nie było tak świątecznie, jak się spodziewałam :c


załapałyśmy się też  na jakiś pożar, wprawdzie nie był tak spektakulany jak ten z 1666 roku (w sumie nawet nie było widać co płonie), ale emocji co niemiara 
 w drodze na Tower Bridge

 szczęśliwa Sue / zdjęcie stylizowane na Kyu~
 Sayu i Susie
 Tower Bridge w całej okazałości
 nasza miejscówka na browara na świeżym powietrzu~ nietypowa, nie powiem, że nie, za to bardzo przyjemna


 Millenium Bridge


zdjęcie "na azjatyckiego turystę", również obowiązkowe na moim blogu, jakby ktoś jeszcze nie zauważył ~



131109 SUPER SHOW 5 LONDON - fan account!


Ok, a teraz druga część relacji, tym razem z koncertu. Jak ktoś nie jest zainteresowany, to w tym momencie może albo zjechać na dół i wstawić komentarz (hehe), albo po prostu wyłączyć stronę.
Generalnie jakby ktoś się jeszcze nie domyślił, to właśnie koncert Super Junior był naszym powodem przyjazdu do Londynu, więc nikogo nie zdziwi, że był naszym priorytetem w całym wyjeździe. Jako, że wraz z Sayu i Susie miałyśmy kupione bilety na miejsca stojące, już z samego rana w sobotę pojechałyśmy pod Wembley Arena, aby stanąć w kolejce przed wejściem. Dla kogoś, kto nigdy nie był na tego typu evencie, może się to wydać dziwne, ale jeśli chce się mieć miejsca z samego przodu (a hej, nie wydałyśmy tych dzikich pieniędzy na bilet, żeby stać gdzieś z tyłu), to trzeba zjawić się z samego rana, by zaklepać sobie miejscówkę. Brytyjki wymyśliły system kolejkowy - pierwsze 150 osób, które przyjdzie, zostaje wpisane na listę i w tej kolejności wchodzimy na halę, aby uniknąć zbędnych przepychanek. Początkowo byłam nastawiona do tego bardzo sceptycznie - na wielu koncertach, na jakich byłam, padał pomysł utworzenia takiej kolejki, lecz nigdy się ona nie sprawdziła. Tutaj ku mojemu zdziwieniu, wszystko przebiegło prawie sprawnie (oprócz tego, że byłyśmy 88!!!! na liście, a przyszłyśmy ok, 8 rano, a przed nas wepchnęło się jednak trochę osób i weszłyśmy jakoś  jako 150...), to obeszło się bez dzikiego ścisku, pchania się itp. Do hali wpuścili nas po 18.30 (koncert zaczynał się o 20). Początkowo stałam w 2 rzędzie obok Sayu, ale wiecie jak na koncertach bywa - wszyscy skaczą, dużo emocji, ktoś mdleje i go wynoszą, więc magicznym sposobem znalazłam się w pierwszym rzędzie (nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo hej, kto jak nie ja? hehe). Przez pierwszą część koncertu pozostałam spokojna - nagrałam kilka fancamów (opublikuję wszystko na youtube i powstawiam tutaj w kolejnym poście). Z Susie fanchantowałyśmy do wszystkich piosenek, mimo, że przed koncertem powtarzałam "Susie!!! Ja już nie pamiętam żadnych fanchantów!!!" (jak nie wiesz, czym jest fanchant - google it!). Gdy chłopaki wymieniali kraje, których flagi widzą, podniosłam szybko moją w górę (co roku robię flagi na koncert, w zeszłym roku chłopaki wielokrotnie ją trzymali podczas koncertu, a Hae wziął ją w końcu do domu KLIK, KLIK), w tym samym czasie to samo zrobiły też inne Polki i wymienili nas jako drugi kraj ^^. Niestety, w tym roku odległość do sceny była trochę dalsza niż rok temu w Paryżu i wiele flag, które leciały na scenę nie doleciało, poza tym razem chłopaki nie kwapili się tak do pozowania z flagami. Co nie oznacza, że fanservice w tym roku był gorszy niż rok temu (przynajmniej nie dla mnie :D). Jak już większość ludzi, którzy mają mnie w znajomych na facebooku wie, w tym roku wygrałam życie. Gdy zaczął się duet EunHae, stwierdziłam, że już skończę nagrywać (właściwie to nagrywałam tylko Kyu dla Wer i Susie, bo wiedziałam, że ona sama nie da rady z emocji i Siwona dla Marleny, która nie mogła w tym roku przyjechać :( ). Generalnie uznałam, że w tym roku będę się cieszyć koncertem i nie nagrywać, bo i tak nie mam tak świetnego aparatu w telefonie, a na youtubie będzie milion lepszych fancamów. Wracając do relacji - zaczyna się duet EunHae 'Hello'. Tłum szaleje, my też. Chłopaki przychodzą bliżej nas, emocje rosną. I potem dzieje się cud. Donghae schodzi ze sceny przed publiczność do fanów, chodzi pozwalając się im dotykać po twarzy, szyi i generalnie pozwala nacieszyć im się sobą. Zbliża się do nas, smyram Hae po twarzy, ma najgładszą skórę, jaką widziałam, pachnie wanilią. Już idzie dalej, gdy nagle cofa się, patrzy mi prosto w oczy i zaczyna śpiewać. ŚPIEWA, PATRZĄC MI PROSTO W OCZY (tak piszę capsem, zeby moze ktos nie przeoczył, hehe). Czas staje w miejscu, dla mnie ta chwila trwa latami, nie widzę nikogo innego na hali (a jest 10tys. innych osób), tylko ja i Hae. Oczywiście w rzeczywistości całość trwała maksymalnie 20 sekund, ale wiadomo, w takich chwilach właśnie traci się poczucie czasu. Później DongHae wraca na scenę i wraz z Hyukiem śpiewają 'Oppa, oppa'. Staram się fanchantować, ale przypominam sobie, że zapomniałam oddychać i hiperwentyluję. Wszyscy dookoła są mili, wachlują mnie, jakaś dziewczyna z naprzeciwka nagrywa moją reakcję (pewnie jak dobrze poszukacie na yt, to znajdziecie, ja wolę nie ;p) pan ochroniarz podaje mi wodę, jakoś przeżywam, ale jestem roztrzęsiona do końca koncertu. Co się dzieje później? Nie jestem pewna, niewiele pamiętam z nadmiaru emocji. Wiem, że leciało 'It's You' (piosenka, przez którą pojechałam na ten koncert - powiedziałam sobie, że będę jeździć na ich koncerty, dopóki nie usłyszę tego na żywo, teraz muszę znaleźć sobie nową wymówkę XD), 'Shake It Up', 'Marry U' i chyba z 4 razy chłopaki śpiewali 'Rockstar', podczas którego Siwon i Hyuk zdjęli koszulki (ok, mam zdjęcie, na którym widać jak wyglądam, gdy to widzę, jest tak głupie, że aż je wstawię). Podczas całego koncertu, ile razy Hae przechodził koło nas, puszczał do mnie oczka, machał i uśmiechał się w naszą stronę, co generalnie było meeeeeeega kochane z jego strony (a mi za każdym razem miękły nogi, dobrze, że mogłam się podeprzeć barierką). Oczywiście nie odbyło się bez cheesy tekstów Hae, którymi żyje teraz cały tumblr. SJ grali trzy godziny, a ostatnią piosenką było Marry U, podczas którego mieliśmy podnieść bannery z napisem "Keep Calm and YES I DO" w różnych językach. Hae usiadł przed nami na scenie i nagrywał nas swoją kamerą (generalnie często chodził i nią nagrywał, siebie, fanów, innych członków zespołu), więc zastanawiam się, co będzie z materiałem z tej kamery? Czy zostanie opublikowany, użyty w jakimś MV/relacji, czy trafi do prywatnego fapfolderu Hae XDDD?
Na koniec, tak, żeby dobić mnie bardziej (bo już byłam praktycznie umierająca z feelsów), na scenę wyszli Kris i Suho z EXO (jeśli nie wiecie kim są EXO, to... nie mam Wam nic do powiedzenia xD), którzy przyszli wspierać chłopaków na ich jedynym, podczas tej trasy koncertowej, europejskim koncercie (następnego dnia lecieli na EMA w Amsterdamie, więc wpadli, bo mieli po drodze, uprzedzając już bóle dupy :<). Kto mnie zna/śledzi mojego instagrama/czytał poprzednie posty, wie, że Kris jest moim ultimate biasem z EXO (a Suho jest biasem Susie), więc generalnie oszalałyśmy ze szczęścia. Nie skłamałabym, jakbym powiedziała, że dosłownie. Spełniłam swój kolejny punkt z Bucket List (jak jeszcze nie macie własnej, ZRÓBCIE!), bo krzyknęłam do niego "AYO, WADDUP KREASE" (lmgify-> KLIK), jedyne 14 razy, wszystko jest nagrane przez Susie, hahaha, później wrzucę linka. Niestety nie odpowiedział, ale nad tym popracuję innym razem, tym razem tylko się spojrzał i uśmiechnął.

nasza selca z SuJu, Kivi zainspirowała nas do tego swoją selcą z Jay'em Parkiem :D
przed koncertem / cr: wembley official twitter
 1wsze zdjęcie z Hae / cr: SMTOWN official facebook profile
ja z Hae, może mam najgłupszą minę świata, ale DO NOT CAREEEE~ / cr: SMTOWN official facebook profile

w zeszłym roku miałam tylko jedno zdjęcie z oficjalnego profilu smtown, i tylko z dziewczynami i flagą. w tym roku mam dwa i oba z Donghae! :D

ja, mistrz painta, ale wiecie o co chodzi :D
ok, mam minę pt: 'YEAH BITCHES' hahahaha, ale mało kto chyba kontroluje mimikę twarzy w takich chwilach

1:46 <-Klik


generalnie całość mogę skomentować tylko tak:
hahahaha XD


/wybaczcie wielki post, ale stwierdziłam, że jak to rozbiję na dwa, to nigdy tego nie zrobię

niedziela, 22 września 2013

KOSMETYKI

W końcu, już dawno zapowiadany, post o koreańskich kosmetykach. Fanką koreańskich kosmetyków jestem już od długiego czasu, dlatego świadomość, że w końcu będę mogła zwyczajnie pójść do sklepu i takowe kosmetyki najzwyczajniej na świecie kupić, bardzo mnie ekscytował (ok, nie oszukujmy się, ekscytuję się wszelkiego rodzaju zakupami...). Nie trzeba było nic zamawiać, przelewać, chodzić na pocztę i jeszcze martwić się, czy nie nałożą na to cła, jednym słowem - awesome!

Tak jak w Polsce dominują raczej drogerie sprzedające w jednym sklepie kosmetyki wielu marek (Rossman, Douglas, Sephora itp.), tak w Korei prym wiodą sklepy konkretnych marek (Skin Food, Missha, Etude House itp.), choć są też właśnie takie koreańskie "rossmany" (np. Watson, gdzie spotkałyśmy Xandera z U-kiss ;p). Jak wygląda taki koreański sklep z kosmetykami pokazywałam już w tym poście.

Uprzedzam, że nie jestem specjalistą w dziedzinie kosmetologii, więc to, co znajdziecie poniżej, to moje osobiste wrażenia dot. niżej wym. produktów : )


kremy BB - (od lewej) Skin Food Platinum Grape Cell Essential, Skin79 VIP Gold, Skin79 Orange Super+ Triple Vital Cream, Skin79 Shiny Pearl Water Drop, Etude House Collagen Moistfull 

Skin Food Platinum Grape Cell Essential - ma dość wysoki filtr SPF45 PA+++, co jest dla mnie dość ważną kwestią w wyborze kremu BB, jest dostępny w dwóch odcieniach do wyboru, ja ze względu na swoją jasną karnację kupiłam odcień #1. Dość gęsty, mocno kryjący, lekko wysusza skórę, więc przed aplikacją trzeba zadbać o jej dobre nawilżenie, momentami ciężkawy i moim zdaniem nie nadaje się do użytku na codzień, ale do wyjść np. na imprezę, lub gdy potrzebujemy mocniejszego krycia nada się idealnie.

Skin79 VIP Gold - SPF25 PA++, opakowanie twierdzi, że jest wybielający i wygładza zmarszczki. Jaka jest prawda? Nie wiem, nie mam zmarszczek, a już bardziej się chyba nie wybielę XD. Ma całkiem lekką konsystencję, kryje w średnim stopniu, jest to krem bb którego używam na codzień i śmiało mogę polecić. Producenci na opakowaniu informują nas, że w swoim składzie ma kawior, złoto i olejek migdałowy.

Skin79 Orange Super+ Triple Vital Cream - SPF50 PA+++, mocno kryjący, o raczej żółtawym odcieniu, ładnie wyrównuje koloryt cery. Producent twierdzi, że jest nawilżający, anty-zmarszczkowy, przeciwstarzeniowy, zawiera antyoksydanty, witaminy A, C, E i F. Mi służy raczej za korektor, bo na co dzień nie potrzebuję tak mocnego krycia.

Skin79 Shiny Pearl Waterdrop - bardzo lekki, delikatnie kryjący, zawiera dużo rozświetlających drobinek, mocno nawilżający. Mi służy zazwyczaj jako rozświetlacz, bo generalnie niekoniecznie lubię się cała świecić, ale gdy ktoś stawia na pełne rozświetlenie, całym sercem polecam :D

Etude House Moistfull Collagen - SPF30 PA++. Chyba mój ulubiony BB cream w mojej kolekcji. Lekki, średnio kryjący, wystarczy jego naprawdę niewielka ilość, by pokryć całą twarz, idealny zarówno na co dzień, jak i na wieczorne wyjścia. Pięknie wyrównuje koloryt cery, nawilża, delikatnie ujędrnia. Dostępny jest w dwóch odcieniach - #1 Light Beige i #2 Natural Beige, ja osobiście używam #1 i bardzo go wszystkim polecam :))

Skin79 - (od lewej) Diamond The Prestige BB Cream, VIP Gold BB Cream, Diamond Pearl BB Cream, Pink Super+ BB Cream


Skin79 Diamond The Prestige BB Cream i Diamond Pearl BB Cream - dla mnie nie najlepsze, bo zbyt ciężkie, zbyt "świecące", zupełnie nie dopasowywały się do mojej skóry

Skin79 Pink Super+ BB Cream - SPF25 PA++. chyba najbardziej popularny w Polsce BB Cream (co jest dość zabawne, Skin79 nie jest popularną firmą w Korei i nieźle musiałyśmy się naszukać ich sklepu :)), lekko/średnio kryjący, o szarawym odcieniu, odpowiedni dla młodej, problematycznej cery - ma lekką konsystencję, nie zatyka porów. Mi jednak przeszkadzał ten szarawy odcień, który nie najlepiej wyglądał na mojej skórze.

Skin Food Salmon Dark Circle Concealer

Skin Food Salmon Dark Circle Concealer - korektor pod oczy, rozjaśniający o dość gęstej konsystencji, ładnie maskuje cienie pod oczami

SkinFood Peach Sake Silky Finish, Skin79 Diamond All - Day Sun Powder

 SkinFood Peach Sake Silky Finish - transparentny puder, ładnie matujący cerę, świetne wykończenie makijażu. Pięknie pachnie brzoskwinią. W opakowaniu puchowy aplikator. Jedyną wadą może być fakt, że lekko wysusza skórę.

Skin79 Diamond All - Day Sun Powder - SPF30 PA++, transparentny, lekki, o przyjemnym zapachu. Daje raczej efekt rozświetlenia, niż zmatowienia, co jest normą na azjatyckie standardy.

pomadki - A' Pieu Sweet Tea Lip Balm, Etude House Shini Star Lip Balm 

A'Pieu Sweet Tea Lip Balm - transparentny, nawilżający balsam do ust, jakiejś wielkiej rewelacji nie ma, ale w gruncie rzeczy jest ok

Etude House Shini Star Lip Balm - moje ukochane pomadki, świetnie nawilżają, lekko koloryzują i obłędnie pachną. Jest to oczywiście linia kosmetyków, którą reklamowali SHINee (faceci reklamujący kosmetyki dla kobiet, to tylko w Korei :D)

Etude House Fresh Cherry Tint, Skin Food Vita Tok Lipstick, Etude House Apricot Stick

Etude House Fresh Cherry Tint - czerwony tint, czyli farbka do ust, bardzo popularna wśród Koreanek, delikatny wiśniowy zapach. Wielkim plusem tintów jest fakt, że nie farbują/nie zostawiają odcisków np. na szklankach, oraz fakt, że się nie kleją jak niektóre szminki, czy błyszczyki.

Skin Food Vita Tok Lipstick - bardzo mocno kryjąca, matowa szminka. Dość trwała, ale mocno wysuszająca usta.

Etude House Apricot Stick - pomadka w sztyfcie, delikatnie koloryzująca, nawilżająca, o przyjemnym zapachu.

 (od lewej, w pierwszym rzędzie) A'Pieu Cell-Tuning Syn-Ake Cream, Skin Food Water Drop Facial Ice Vita Cream, (w tylnym rzędzie) A'Pieu Cell-Tuning Syn-Ake Eye-Cream, Skin Food Aloe Multi Soothing Gel, Lioele Waterdrop Sleeping Pack, Baviphat Lemon Whitening Sleeping Pack

 Lioele Waterdrop Sleeping Pack, SkinFood Water Drop Facial Vita Cream  - mocno nawilżające maski na noc, waterdrop charakteryzuje się tym, że gdy go rozsmarujemy, na skórze pojawiają się kropelki wody

Skin Food Aloe Multi Soothing Gel - nie ukrywam, skusiłam się na ten żel, gdyż był wyjątkowo tani jak na żel aloesowy, kojący i przyjemny

Baviphat Lemon Whitening Sleeping Pack - nie kupiłam go, licząc na to, że mnie wybieli, raczej liczyłam na inne właściwości cytryny - pomoc w walce z niedoskonałościami cery 

zestaw z A'pieu - Cell-Tuning Syn-Ake 

krem do twarzy - nawilżający, wygładzający, zawiera drobinki złota. Po użyciu skóra wydaje mi się bardziej jędrna i nawilżona

krem pod oczy - nawilża i działa przeciwzmarszczkowo. Ja wierzę w profilaktykę, że lepiej zapobiegać niż walczyć z zmarszczkami, więc stosuję go na noc 

Wszystko razem kupione było w pakiecie (Korea generalnie to jakiś kraj pakietów, wszystko można kupić w zestawach, co bardzo się opłaca). W skład zestawu wchodziły - krem do twarzy, krem pod oczy, perfumy zaprojektowane przez Junhyunga z B2ST, 3x bibułki do twarzy (bardzo przydatny patent przy koreańskim klimacie), 2x lip balm. Do zestawu gratis był jeszcze plakat i torba z B2ST, oraz figurka z Junem (hehe). 

perfumy - Etude House Be My Princess (Jonghyun ver.), A'pieu Eau De toilet Series (Junhyung ver.)

odżywka, szampon i maska do włosów z Mise En Scene Pearl Shining Edition, Mise En Scene 2X Curl Essence, SkinFood Argan Oil  Silk Hair Essence

Koreańskie kosmetyki do włosów są OBŁĘDNE - włosy po nich są miękkie, nawilżone, pełne objętości i wydają się miliard razy zdrowsze, niż po myciu dobrymi szamponami dostępnymi w EU (dla porównania - używam szamponów i odżywek firmy Marc Anthony, ale Mise En Scene jest nieporównywalnie lepsze). Z całego serca POLECAM! 

czwartek, 12 września 2013

Ewha University + some random stuff

Ten post miał być o kosmetykach, ale by go przygotować musiałabym dorobić kilka zdjęć, a jak na razie nie było do tego ani światła, ani wewnętrznej siły (szkoła się zaczęła, matura, woohoo). Także dzisiejszy post jest trochę postem - randomem, bo i to, co w poście jest właśnie randomowe. 

Dzień - fail :(

Wszystko zaczęło się od tego, że umówiłyśmy się z Gienią na stacji Sinchon na zielonej linii metra. Więc jechałyśmy przez pół miasta na tę konkretną stację, później czekałyśmy jakieś 15 minut, zdziwione, że Gieni jeszcze nie ma. Piszemy. Okazuje się, że są dwie stacje Sinchon na zielonej linii - jest Sinchon pisane jako 신촌 i jest Sinchon pisane jako 신천. Oczywiście okazało się, że pojechałyśmy zupełnie na drugi koniec miasta, bo umawiając się pisałyśmy w romanizacji, stąd całe nieporozumienie... Koniec końców, żeby Gienia nie czekała na nas kolejne sto godzin, postanowiłyśmy złapać taksówkę, bo jak już zapewne milion razy wspominałam, taksówki w Seulu są bardzo tanie i są wygodnym środkiem transportu (w szczególności w nocy, gdy nie działa metro, albo gdy się człowiek zgubi, ale o tym może kiedy indziej :). Taksówkę łapie się najprościej na świecie, staje się przy ulicy i macha się ręką, a od razu jakaś podjeżdża. Taksówkarze raczej nie mówią po angielsku, albo baaaaardzo słabo, więc dobrze mieć zapisany swój adres na kartce (my tak zrobiłyśmy i uratowało nam to życie kilkakrotnie), chyba, że wybieracie się w jakieś popularne miejsce, w stylu Myeongdong station - tyle jeszcze pan taksówkarz potrafił zrozumieć. Oczywiście gdy poprosiłyśmy na Sinchon, pan kierowca myślał, że chodzi nam o tą samą stację, na której się znajdujemy, tylko o inne wyjście, ale w końcu udało się nam wytłumaczyć, że chodzi nam o ten drugi (różnica w wymowie jest naprawdę minimalna...). Jechałyśmy taksą brzegiem rzeki, więc cieszyłyśmy się, że możemy podziwiać widoki. Na miejscu już czekała na nas Gienia, z którą miałyśmy iść do Muzeum Historii Naturalnej. Szybko więc złapałyśmy odpowiedni autobus, podjechałyśmy, wspięłyśmy się na odpowiednią górę (bo przecież wszystko, co fajne musi być na jakiejś dzikiej górze), a tam... kolejny fail. Muzeum tego dnia było zamknięte... Pocałowałyśmy klamkę, zrobiłyśmy zdjęcie z zewnątrz, szybką panoramkę i poszłyśmy z powrotem. Żeby jednak nie zmarnować dnia i coś zwiedzić, postanowiłyśmy obejrzeć żeński uniwersytet Ewha (이화) [czyt. Iła, gdzie tu logika xD]. Czasem zastanawiam się, co miał na myśli artysta, w tym przypadku architekt, stawiając taki niepasujący zupełnie do infrastruktury Seulu Hogwart. Za to ta bardziej modernistyczna część (ze schodami w dół, jakby sztuczny wąwóz z salami po bokach), podobała mi się bardzo, aż w tym momencie żałuję, że nie zrobiłam tam więcej zdjęć.

wozimy się taksówką, bo kto bogatemu zabroni XD
widok z okna, tuż za barierką rzeka Han, w tle Namsan Tower~
dzika góra


 widok na campus Ewha University






W tym poście pozwolę sobie odpowiedzieć też na komentarz z poprzedniego posta, bo uznałam, że odpowiedź mogłaby kogoś zainteresować, a przez to, że byłaby w komentarzu, mógłby jej nie dojrzeć :)


PannaLaiczna12 września 2013 02:29To gdzie mogę zadawać pytania?;D
1. Czy Korea południowa to państwo młodych ludzi, starszych? Możesz powiedziec/wskazać jakies różnice w ich mentalności?
2. ciekawi mnie ich system edukacji? Coś możesz powiedzieć?
3. Podejście do gier i elektroniki. Jets duże zainteresowanie elektroniką/przedmiotami scisłymi/grami itp.?
4. Jak się mówi w południowej o północnej ? Czytałam, że jest dużo uciekinierów z pół na poł i mają problem z adaptacją. Czy można ich "wychwycić" na ulicy lub są kampanie jakieś społeczne , które mają pomóc tym ludziom? Coś się mówi, czy to tabu?
1. Nie wiem właściwie, czy to państwo ludzi młodych czy starszych, ciężko mi to stwierdzić, jest strasznie dużo i młodzieży i osób w podeszłym wieku, bo jest po prostu DUŻO WSZYSTKICH. Na pewno jest to kraj pełen ludzi młodych duchem, zmodernizowanych. Nie jest niczym dziwnym zobaczyć starsze panie śmigające na smartfonach (no może nie te w super podeszłym wieku, zgarbione i z laską, chociaż pewnie i takie by się znalazły). Na pewno podstawową odczuwalną różnicą w mentalności młodszych i starszych jest otwartość na nowe/inne rzeczy (w tym na obcokrajowców). Młodzi jednak są bardziej tolerancyjni. Mam też  wrażenie, że starsi ludzie czują większe przywiązanie do tradycji, ale to zresztą widać chyba w prawie każdym kraju. 

2. System edukacji, to najdziwniejsza i najdramatyczniejsza dla mnie rzecz w Korei (może dlatego, że moje podejście do szkoły jest raczej bezstresowe, więc drastycznie różne od podejścia Koreańczyków...). Nie jestem w stanie się wypowiedzieć jak jest w każdej szkole w Korei, mogę za to opowiedzieć, czego dowiedziałam się od znajomych. Jeden z moich kolegów opowiadał mi, że gdy chodził do liceum, mieszkał jakby w szkole (w czymś w rodzaju dormu/internatu?), gdzie pobudka była o 5.30(!!!!), godzina rozgrzewki, potem czas na śniadanie, ogarnięcie się i do szkoły na 7.30(!!!!). Normalne lekcje trwały tak do 15/17 (nie jestem pewna, ale jeszcze do jakiejś w miarę ludzkiej godziny), po czym uczniowie mieli dodatkowe lekcje, lub zostawali, żeby uczyć się samemu (co i tak było obowiązkowe). Ale że w szkole nie można było przebywać po 17 (był chyba jakiś przepis, który tego zabraniał), uczniowie przenosili się do biblioteki i musieli siedzieć tam do 1.30 NAD RANEM, po czym mogli wrócić do dormów, wziąć prysznic i iść spać... Pierwsze pytanie jakie mi się nasunęło, to "KIEDY ONI ŚPIĄ?!", a odpowiedź jest prosta - w szkole. I oto ta cała logika... 

3. Elektronika i gry. Pierwszym spostrzeżeniem, już po najkrótszej podróży metrem, jest fakt, że WSZYSCY mają najnowsze, wielkie, wypasione smartfony, w których albo wiecznie w coś grają, piszą z kimś na KakaoTalk (koreański messanger, działa na podobnej zasadzie co Wassup), albo wyszukują coś na Naverze (koreański odpowiednik google.com). W gierki na telefonach grają wszyscy, niezależnie od wieku, płci, zawodu... Nieraz widziałam biznesmenów w garniturach grających w gry na telefon. Drugą ulubioną rozrywką Koreańczyków jest robienie sobie telefonami "selca" (self-cam, co po skoreańszczeniu daje właśnie słowo selca xD), czyli po prostu samojebek z rąsi. Najlepiej, żeby były jak najsłodsze, milion punktów do fejmu zgarniesz, jeśli zrobisz je sobie z kimś, a im głupsza mina tym lepiej bardziej cute


4. Będąc w Korei Płd. raczej niewiele słyszałyśmy o tej północnej (z drugiej strony nie oglądałyśmy telewizji, nie czytałyśmy tamtejszych gazet itp.), ale nie było też żadnych kampanii społecznych w metrze, w stylu TEJ polskiej (było za to pełno innych, np. milion reklam operacji plastycznych). Ale generalnie nikt nie chodził też z karabinami po ulicy, nikt nie siał paniki, jak to często pokazują w zagranicznych mediach, w ogóle nic nie świadczyło o tym, że znajdujemy się w kraju w stanie wojny. Jedyną rzeczą, jaką usłyszałam o Korei Płn. od znajomych, była opowieść, że jeden z nich był tam na jakiejś wymianie, że w sumie było całkiem fajnie i jedli szaszłyki z wróbli (skoro mają szaszłyki z wróbli, to musi być spoko...), więc też nie mogę się bardziej na ten temat wypowiedzieć. Czy spotkałyśmy kogoś z Korei Płn. na ulicy? Nie mam pojęcia, możliwe, że nie, a możliwe, że widziałyśmy ich setki, ciężko powiedzieć, bo w Seulu przewija się wiele różnych nacji, w szczególności z Azji, więc w tłumie Chińczyków, Japończyków, Filipińczyków, Koreańczyków, Malezyjczyków itp, ciężko już byłoby wyróżnić jeszcze Koreańczyków z północy.